Pupa
Ciałko

Pupa to za mało

Doświadczenia związane z obszarem miednicy są szczególnie ważne i mogą korzystnie lub niekorzystnie wpływać na dalsze losy naszych dzieci, dlatego sprawa jest ważna i pilna. Można by o tym napisać całą książkę (albo dwie), ale ograniczymy się do krótkiej i zwięzłej instrukcji obsługi.

Nie brzydź się, nie bój się, nie przesadzaj z zachwytem. Odnoś się do pupy i genitaliów dziecka z ciepłym szacunkiem i uważną troską. Traktuj je tak, jak traktujesz jego rączki, nóżki, główkę i całą resztę ciała. Pamiętaj, że dziecko bezbłędnie odbiera nasze uczucia i nastawienie, zanim jeszcze nauczy się rozumieć słowa. Dlatego, tak jak we wszystkim, wskazany jest tu umiar i spokój. Entuzjastyczne zachwyty, roznamiętnione pocałunki, wszelkie proroctwa dotyczące przyszłej sprawności i atrakcyjności seksualnej, wyrazy rozczarowania, obrzydzenia, dezaprobaty, zawstydzanie, brutalność i gwałtowność, wulgarność, egzaltacja, ale także pieszczoty – nie mówiąc już o zamierzonych prowokacjach i manipulacjach seksualnych – wszystko to jest wysoce niewskazane i niewłaściwe. Słowem, nasz stosunek do pupy i genitaliów dziecka nie powinien ich w żaden sposób – ani pozytywny, ani negatywny – naznaczać i wyróżniać. Dziecko jako całość fizyczna i psychiczna zasługuje na miłość, zachwyt i szacunek.

Zwieracze są strażnikami wnętrza ciała, czyli przestrzeni najbardziej dla nas intymnej. Dlatego przełamywanie na siłę oporu zwieraczy – czy to ust („otwórz buzię!”), czy oczu („spójrz na mnie!”), czy wreszcie krocza – jest przeżywane boleśnie jako doświadczenie gwałtu. Towarzyszą temu uczucia upokorzenia, gniewu i wstydu. Jeśli gwałt na naszych zwieraczach powtarza się i nie mamy szans się obronić, pojawia się rezygnacja, bezwolność, poczucie winy i potrzeba „odłączenia” się od ciała. Pamiętajmy więc o tym, że nasz stosunek do zwieraczy dziecka stanowi pierwszą – i niewykluczone, że najważniejszą – lekcję szacunku do niego jako niezależnej i autonomicznej osoby. Dlatego wszystkie zabiegi diagnostyczno-higieniczno-lecznicze związane z penetracją granicy zwieraczy miednicy – a więc dopochwowe, doodbytnicze, a u chłopców również te związane z napletkiem i żołędzią – powinny być wykonywane dyskretnie, delikatnie i za przyzwoleniem dziecka (czyli wtedy, kiedy zwieracze się rozluźnią). Dobrze jest, gdy są podejmowane przez rodzica tej samej płci. Jeśli wykonuje je personel medyczny, to naszym obowiązkiem jest zadbać, aby dziecko nie czuło się gwałcone i zawstydzone.

Nazywaj rzeczy po imieniu. Nazwy wyrażają nasz emocjonalny i wartościujący stosunek do tego, co zostało nazwane. Sposób określania przez rodziców genitaliów dziecka wyraża i zarazem na resztę życia wyznacza jego stosunek do własnej płci, do płci przeciwnej i do seksualności. A to ważne sprawy w ludzkim życiu, i na tyle kłopotliwe, że lepiej ich od początku dodatkowo nie komplikować. Ucząc dziecko nazywania różnych części jego ciała, nie pomijajmy wstydliwie genitaliów. Dotyczy to szczególnie dziewczynek, których nasza patriarchalna tradycja językowa poskąpiła dobrych określeń. Tę dziejową niesprawiedliwość należy potraktować z całą powagą. Dziewczynki nie powinny wyrastać w przekonaniu, że mają tylko pupę (chociażby dlatego, że chłopcy też mają pupę) albo „coś”, albo „to” czy wręcz jakieś tajemnicze, groźne i nieokreślone nie wiadomo co; albo w przeciwieństwie do chłopców nic tam nie mają. Niech wiedzą, że mają tam aż trzy otworki (o jeden więcej niż chłopcy) i że każdy z nich jest ważny i służy do czegoś zupełnie innego. A nade wszystko nie wolno im wmawiać, że dzieci wychodzą na ten świat przez pupę albo przez skórę brzucha.

Powinniśmy się zdobyć na wysiłek i odwagę nazywania genitaliów naszych dzieci w sposób wolny od dystansu, wstydu, wulgarności, infantylności i lekceważenia. Słowem, nadać im nazwę godną i uczciwą. Nie jest to proste – wiem o tym.

Wojciech Eichelberger „Ciałko”