Krocze
Ciałko

Co w kroczu piszczy

Seks (podobnie zresztą jak przemoc) to temat, z którym na ogół radzimy sobie nie najlepiej. Nie pomagają nam w tym nasza kulturowa spuścizna, tradycja i język. Powiedzmy sobie szczerze, że w wychowaniu dzieci nie sposób tej niefortunnej schedy całkowicie przezwyciężyć.

Ważne jest, abyśmy zwolnili samych siebie z obowiązku bycia doskonałymi rodzicami. Uwikłanie się w tak wysokie wymagania grozi całkowitym paraliżem naszych rodzicielskich kompetencji i może nas wtrącić w mękę perfekcjonizmu. Danie sobie prawa do bycia po prostu wystarczająco dobrymi, poszukującymi i wrażliwymi rodzicami jest niezwykle istotne właśnie w tej kwestii.

Pochylmy się więc przez chwilę nad dziecięcym autoerotyzmem, a szerzej sprawę ujmując – nad wciąż budzącą emocje dziecięcą seksualnością. Jedni twierdzą, że dziecko jest niewinnym, czystym aniołkiem, drudzy uznają je za seksualną bestię. Ci pierwsi radzą trzymać dziecko jak najdalej od, ich zdaniem, brudnego i niebezpiecznego świata seksu, aby nie zostało zdeprawowane, ci drudzy krzyczą, że bestię trzeba ujarzmić, spacyfikować i wybić jej z głowy (co w praktyce oznacza – z pupy) te świństwa.

Jak to zwykle bywa, skrajne koncepcje, zwalczając się nawzajem, oddalają się coraz bardziej od rzeczywistości, a tym samym od prawdy. Jeśli popatrzymy na całą rzecz spokojnie, zobaczymy, że dziecko nie jest ani aniołkiem, ani bestią. Jest rozwijającą się ludzką istotą, która pojawia się na tym świecie przede wszystkim dzięki temu, że jej rodzice – mniej lub bardziej radośnie – realizowali swoją seksualność. Jest więc, na całe szczęście, dziedzicznie obciążone seksualnością i biologiczną potrzebą przedłużania gatunku.

Jest też istotą wszystkiego ciekawą. Najważniejsze zadanie dziecka polega na nauczeniu się siebie, innych i świata. A przecież seksualność to jedna z najważniejszych i najtrudniejszych dziedzin do opanowania, więc nauka rozpoczyna się wcześnie. I w tym ważnym momencie zarysowują się przyczyny kłopotów. Dorośli są skłonni uważać naturalną ciekawość dziecka za przejaw jego wybujałej i groźnej seksualności, którą należy spacyfikować.

Nie ma to nic wspólnego z prawdą i jest wyłącznie projekcją pokrętnego erotyzmu dorosłych. To nasz stosunek do seksu sprawia, że dziecięcą ciekawość dotyczącą ciała, fizjologii, różnic w budowie organów seksualnych uznajemy za niezdrową i niewłaściwą. W istocie to my, rodzice – czyniąc z seksu tabu i zakazany owoc – sprawiamy, że to naturalne zainteresowanie staje się niezdrowe, czasami nadmierne, pełne napięć i emocji.

Pamiętajmy więc, że gdy nasze dzieci dotykają siebie, oglądają inne dzieci i dotykają ich, podglądają nas, a czasami nawet proszą, żeby im coś pokazać i wytłumaczyć – to nie kieruje nimi seksualne pożądanie, nie robią niczego złego i nie składają nikomu seksualnych propozycji. To nasze własne emocje zabarwiają tak nasze myślenie.

Dziećmi kieruje zwykła ciekawość, potrzeba poznania ważnych spraw w bezpiecznych warunkach, potrzeba bliskości i zaufania. Karanie dzieci za ich ciekawość, za to, że chcą poznać, zobaczyć, dotknąć, spróbować i zrozumieć świat – w tym świat seksu – to czynienie im wielkiej krzywdy. Nie powinniśmy ich zawstydzać ani wyśmiewać, a tym bardziej karać. Ale najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić, byłoby uznanie dziecięcej ciekawości za propozycję seksualną i wykorzystanie jej do własnej satysfakcji.

Wojciech Eichelberger „Ciałko”