Słowa Wojciecha Eichelbergera z „Krótko mówiąc” otwierają moja książkę „Poziomka czy Winogrono? Pozwól sobie być tym, kim jesteś”. A w „Poziomce” rozmawiam z osobą, która robi totalną i kosztowną rewolucję w swoim życiu, po to tylko, aby spełnić marzenia z dzieciństwa i żyć zgodnie z talentami. Szalona?
– W dzieciństwie nie idziemy za tym co warto, co należy, co powinniśmy, co się opłaca, lecz śmiało marzymy o tym, co wiąże się z naszym talentem, potencjałem – tłumaczy już w naszej pogawędce Wojciech Eichelberger, psycholog, psychoterapeuta i pisarz.
Joanna Rubin: Ciągle słyszę, że ktoś chce pracować z pasją. O co chodzi w tym trendzie?
Wojciech Eichelberger: To popularne głównie wśród ludzi, którzy nie mają wewnętrznej zgody na to, co robią w swoich firmach, nie czują się w nich komfortowo, bo reguły gry i cele firmy są w konflikcie z ich poczuciem sprawiedliwości, moralności czy życiowej misji. Stąd silna potrzeba znalezienie w życiu czegoś, w co mogliby się angażować – bez żadnych wątpliwości.
W ogóle praca z pasją jest możliwa?
Wojciech Eichelberger: Jak najbardziej – jeśli zaistnieje zgodność celów i wartości realizowanych przez firmę z naszym, uwewnętrznionym systemem wartości, z naszymi przekonaniami.
A jeśli zgodności nie ma, to co może nas wesprzeć w dążeniu do posiadania pracy z pasją?
Wojciech Eichelberger: Żeby się udało coś ważnego w naszym życiu zmienić, to trzeba mieć odwagę i determinację. Determinacja pomaga znieść niedogodności, które towarzyszą negatywnym zmianom, np. w wymiarze materialnym. Bywa, że dodatkowo zmieniamy radykalnie miejsce zamieszkania i środowisko – bo tak bardzo chcemy spełnić nasze marzenia. To sytuacje skrajne, gdy poczuliśmy całym sobą, że musimy zrobić kompletną rewolucję. Bo sposób w jaki żyliśmy do tej pory szkodził naszemu życiu.
Ale większość z nas z różnych powodów nie decyduje się na takie radykalne kroki. Szukamy więc ulgi i rozwiązania w pasjach, które realizujemy w czasie wolnym od pracy. To przynosi ogromną ulgę i daje poczucie satysfakcji, którego w samej pracy nie znajdujemy.
Czyli to możliwe, że ktoś stacjonuje przez 8 godzin w miejscu, którego tak naprawdę nie lubi, a ratuje się, np. łowieniem ryb – po 16?
Wojciech Eichelberger: To jest możliwe. Wielu ludzi, a szczególnie ci młodzi z pokolenia Millenium albo Y, w taki sposób organizuje sobie życie. Pracę traktują jako zło konieczne i źródło pieniędzy, które umożliwiają im realizację pasji. Pasja, zainteresowania, kontakty towarzyskie są dla nich ważniejsze od pracy. Nie angażują się duszą, ciałem i sercem w obowiązki zawodowe. Wychodzą z pracy punktualnie, nie biorą nadgodzin i nie dostarczają tzw. wartości dodanej, której szefowie oczekują.