Miednica, choć potężna, pełna energii i możliwości – jest jednak delikatna i wymagająca. Bardzo łatwo coś w niej zmajstrować i zaszkodzić człowiekowi na resztę życia. Stąd dzisiaj dalszy ciąg instrukcji obsługi dziecięcej miednicy. Szczególnie ważny jest w tym kontekście tak zwany trening czystości, innymi słowy wypracowanie nawyku kontrolowanego wydalania.
Na początek niewiarygodna wiadomość: kontrolowanego wydalania nie trzeba dziecka uczyć – samo się tego nauczy, gdy czas przyjdzie. Niestety powszechnym błędem w postępowaniu rodziców w tej sprawie jest pośpiech i stawianie dziecka wobec wymagań ponad jego siły i możliwości.
Zapewne wynika to z faktu, że chcemy jak najprędzej uczłowieczyć tę robiącą pod siebie biedną istotę. Nie zauważamy, że myśląc w ten sposób, przykładamy do dziecka własną, zwichrowaną miarę. Wydaje nam się bowiem, że dziecko przeżywa upokorzenie, wypróżniając się w pieluchy czy w pampersy. Brakuje nam wyobraźni i zdolności empatii, żeby dostrzec, że jest wręcz przeciwnie.
Przeżywa się wypróżnianie tak jak przeżywa się oddychanie. Istota sprawy jest w znacznej mierze ta sama, tylko rytm oddawania znacznie wolniejszy. Bez konieczności kontrolowania czegokolwiek, szukania odpowiedniego miejsca i momentu, bez wstydu, pośpiechu i zamieszania wokół majtek, pasków, szelek, rozporków, spódnic i innych urządzeń – to wielka przyjemność, żeby nie powiedzieć radość. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sobie kupi dobrego pampersa na swój rozmiar i na zupełnym luzie skorzysta z jego dobrodziejstw, leżąc w łóżku.
Z punktu widzenia niewinnego umysłu dziecka odchody i wydalanie nie wyróżniają się niczym z całej zachwycającej symfonii wrażeń i doświadczeń, które są jego udziałem. Odczucie wstrętu czy niechęci do czegokolwiek są dziecku zupełnie nieznane. To nam dorosłym w głowach się nie mieści i często budzi niepokój zbytnie podobieństwo: „Jak ono może brać do ręki takie ohydztwa?! Boże, i jeszcze je wkłada do ust!!!”.
W gruncie rzeczy moglibyśmy się od dzieci w tej sprawie wiele nauczyć.
Wstręt i odraza do przejawów naturalnej, życiodajnej fizjologii naszego ciała jest jakimś pięknoduchowskim, narcystycznym dziwactwem albo wręcz nerwicą – i dobrze by się było chwilę zastanowić, zanim z zapałem zaczniemy to dziedzictwo wciskać naszym dzieciom.
Ale za pośpiechem w skazywaniu dzieci na nocnik mogą stać powody nie tylko tak zasadnicze i trudne do przekroczenia dla rodziców jak opisane powyżej. Często jest to po prostu chęć ułatwienia sobie życia, a nierzadko również oszczędność. Co to za ulga nie musieć już parę razy dziennie zajmować się pobrudzoną pupą, a w dodatku, ile można zaoszczędzić na pampersach. Przyczyną może być też bezrozumnie przekazywana tradycja: „Ja robiłam na nocnik, jak miałam pół roku, to moje dziecko też będzie robić…”.
Cokolwiek nami powoduje: fobie, wygodnictwo, lenistwo, oszczędność, tradycja – musimy wiedzieć, że zbyt wczesny nocnik jest dla dziecka zmorą i torturą. Do końca drugiego roku życia nie jest ono w stanie ani kontrolować zwieraczy, ani poprawnie identyfikować subtelnych sygnałów potrzeby wypróżnienia. I naprawdę nie zostało to tak urządzonena złość rodzicom. Po prostu dziecko ma wcześniej do zaliczenia nieporównanie ważniejsze zadania rozwojowe niż zajmowanie się własną kupą.
Musi nauczyć się rozpoznawać przedmioty i manipulować nimi. Skoordynować oczy z rękoma. Rozpoznawać i naśladować dźwięki. Uczyć się pierwszych słów i zdań, komunikować się z otoczeniem i nawiązywać kontakt emocjonalny, siadać, chwytać równowagę, raczkować, wstawać i chodzić, poznawać przestrzeń i relacje między przedmiotami, rozpoznawać zagrożenia itd., itp. Czy to mało? Czy rzeczywiście musimy zawracać mu głowę nocnikiem? Rozwoju fizjologii nie da się przyspieszyć. Jeśli się uprzemy, zafundujemy dziecku potężny uraz.
Dziecko, tak jak my wszyscy, na sytuację nadmiernych wymagań i oczekiwań reaguje silnym napięciem, poczuciem winy, wstydu i niewydolności. W dodatku te tak bardzo negatywne i pierwsze w życiu dziecka doświadczenia dotyczą energetycznego centrum jego ciała. Rezultat tego pośpiechu – tak jak to zwykle bywa z nadmiarem dobrych chęci – jest na ogół odwrotny do zamierzonego. Nadmiar kontroli i napięcia w kroczu oraz związany z wydalaniem lęk powodują długie nocne moczenie się, zbyt częste, nerwowe wypróżnienia albo wręcz przeciwnie – przytrzymywanie, zatwardzenia, zaparcia itp. Tworzy się neurotyczne błędne koło niedomagań, wstydu, upokorzeń i napięcia, które zwiększają te niedomagania, co powoduje jeszcze większy wstyd i napięcie i tak dalej, i tak dalej.
W ten sposób miednicę pełną życia i szczęścia możemy szybko zamienić w przestrzeń szczelnie wypełnioną napięciem, winą i wstydem – jak to jest udziałem tak wielu spośród nas.
Wojciech Eichelberger „Ciałko”