„Uwolnij się od lęku” to Pana nowy e-kurs dostępny na stronie positivelife.pl. Nic dziwnego, iż zajął się Pan tym tematem – lęk jest bowiem dzisiaj dominującą emocją, która wylewa się z mediów. Ale wyraźnie widać podział na dwie grupy – ludzi, którzy odczuwają bardzo głęboki lęk i ludzi, którzy jak się wydaje, nie boją się wcale, wręcz widzą w obecnej sytuacji mnóstwo dobrych stron. Z czego to wynika? Z moich obserwacji ten podział nie ma nic wspólnego z wykształceniem, poglądami politycznymi czy też religijnością, a nawet ze statusem majątkowym. O co więc chodzi?
Można się domyślać, że chodzi tu najbardziej o to, w jaki sposób psychika tych ludzi była w ich dzieciństwie formatowana przez środowisko opiekuńcze i przekaz płynący z systemu rodzinnego. Czy byli straszeni przez swoje otoczenie groźnym światem, który na nich czyha i przekonywani, że najbezpieczniej jest zamknąć się w domu, aby nie brudzić się, nie pocić, nie biegać i móc myć ręce jak najczęściej. Wpływ na ogólny poziom lęku przed zachorowaniem mogą mieć także ich dziecięce doświadczenia związane z chorowaniem i z hartowaniem się. Jeżeli przekaz był lękowy, to w dorosłym życiu nosiciele tego przekazu będą w sytuacji pandemii bardzo się bać. Natomiast ktoś, kto wychowywał się w atmosferze zaufania do świata, do przyrody i do możliwości adaptacyjnych i obronnych swego organizmu w radzeniu sobie z zagrożeniami i chorobami, np. często bywał w lesie, spędzał wakacje na biwakach, chodził po trudnych górskich trasach, pływał w jeziorach, a w domu nie dbano przesadnie o czystość i zwalczanie bakterii, prawdopodobnie należy do tych osób, które się pandemii nie boją. Przypuszczam, że gdyby to dokładnie zbadać, okazałoby się, że linia podziału między przestraszonymi i nie przestraszonymi przebiegałaby w znacznej mierze zgodnie z podziałem pokoleniowym. Że ludzie, którzy przeżyli młodość we względnym kapitalistycznym komforcie, otoczeni nadmiarem różnego rodzaju środków bezpieczeństwa i higieny, są w tej chwili dużo bardziej wytrąceni z psychicznej równowagi i bezradni niż ci, którzy wzrastali w siermiężnym i szarym czasie komunistycznego niedoboru środków i elementarnych procedur higienicznych. Np. w upalne dni ustawiali się w kolejkach do ruchomych saturatorów wody sodowej obsługiwanych jedną szklanką, płukaną symbolicznie wodą z zamkniętego obiegu.
Charles Eisenstein pisze: „Lęk, tak jak uzależnienie, depresja i cała masa fizycznych dolegliwości, ma się świetnie na terytorium oddzielenia i traumy: odziedziczonej, traumy z dzieciństwa, traumy przemocy, wojny, nadużycia, zaniedbania, wstydu, kary, biedy i niemej, znormalizowanej traumy, która dotyka prawie każdego, kto żyje w społeczeństwie zmonetaryzowanym, podlega współczesnej edukacji albo żyje pozbawiony wspólnoty czy więzi z określonym miejscem.”
Czy więc uzdrawiając traumę oddzielenia na poziomie osobistym, możemy pozbyć się lęku?
Narastające poczucie oddzielenia związane jest z postępem cywilizacyjnym. To zamierzony efekt wszechobecnego (szczególnie w polityce) negatywnego marketingu, który z grubsza polega na tym, by ludzi najpierw nastraszyć i podzielić, a potem na dodatek wybić im z głowy nadzieję na autonomię, samodzielność i samowystarczalność. Bo gdy ludzie będą się czuli oddzieleni czy podzieleni oraz niepewni siebie i zagrożeni, to łatwiej będzie im wmówić, że jakiś ideologiczny czy materialny produkt uwolni ich od lęku. Sytuacja epidemii sama w sobie wzbudza uzasadniony lęk, ale łatwo dostrzec, że w imię maksymalizacji zysków, zarówno mediom jak i marketingowcom zależy na tym, by ten lęk dodatkowo podkręcać. A im więcej w nas lęku, tym bardziej – w imię bezpieczeństwa – oddzielać się będziemy od świata i od ludzi. A im bardziej oddzielamy się od świata i od innych, tym bardziej się boimy – więc jeszcze bardziej się oddzielamy itd. Czyli: Im bardziej się boimy, tym bardziej czujemy się samotni, więc jeszcze bardziej się boimy.
Lęk ma to do siebie, że sam siebie nakręca i potęguje. Na przykład traumy okresu dzieciństwa i dojrzewania, które zainstalowały w naszej psychice np. agorafobię, czyli lęk przed otwartymi przestrzeniami, sprawią, że w dorosłym życiu będziemy unikać otwartych przestrzeni nie tylko fizycznych, ale również mentalnych. A to znaczy, że będziemy się oddzielać od ogromnego obszaru doświadczenia życia i świata, a także obawiać się różnorakich przejawów osobistej wolności. Jeżeli nabawiliśmy się we wczesnym okresie życia lęku przed emocjonalnym odrzuceniem i porzuceniem, zerwaniem więzi z kimś ważnym, to w dorosłym życiu będziemy unikać nawiązywania bliskich relacji z ludźmi. A im bardziej będziemy ich unikać, tym bardziej będziemy czuć się oddzieleni, a im bardziej będziemy oddzieleni, tym bardziej będziemy się bać itd. Więc żeby przekroczyć to błędne koło, trzeba przynajmniej w jakiejś mierze naprawić tę pierwotną traumę.
Czy osoby, które są w związkach lub mają silne więzy rodzinne odczuwają teraz mniejszy lęk niż osoby samotne?
Z pewnością. Oparcie w innych ludziach, w bliskich związkach zwiększa poczucie bezpieczeństwa. Szczególnie w tak trudnych sytuacjach jak obecnie.
Dlaczego nawet silna wiara religijna nie uwalnia ludzi od lęku? Nie można powiedzieć, żeby osoby bardzo religijne jakoś szczególnie lepiej teraz się czuły.
Zagrożenie chorobą konfrontuje nas wszystkich z lękiem o życie, czyli z pierwotnym lękiem przed śmiercią. Wprawdzie wszystkie religijne narracje oferują wiarę w tzw. życie poza-grobowe, ale niestety są one na ogół przedstawiane i interpretowane w tak naiwny i mało wiarygodny sposób, że trudno te zapewnienia uznać nawet za prawdopodobną ewentualność. W tym sensie wiara w życie po śmierci jest zapewne bardziej pobożnym życzeniem lub quasi-wiarą „na słowo”, a to za mało, by pozbyć się lęku przed śmiercią.
Czy mniejszy poziom lęku u części osób może się wiązać z pozytywnym nastawieniem do tego, co się wydarza teraz w ich życiu? Na przykład ze zbliżeniem się do samego siebie, zbliżeniem się do rodziny, częstym kontaktem z najbliższymi itd.?
Z licznych obserwacji i rozmów z osobami umierającymi wynika, że im mniej satysfakcji i poczucia spełnienia zaznaliśmy w kończącym się życiu, tym większy jest nasz lęk przed śmiercią. Innymi słowy, jeżeli mamy nasze fundamentalne egzystencjalne potrzeby zaspokojone i poczucie, że poświęciliśmy w życiu czas i energię na sprawy ważne, niosące poczucie satysfakcji i spełnienia, wtedy perspektywa śmierci nie jest dla nas czymś przerażającym. Śmierć jest problemem wtedy, gdy nasze życie jest pozbawione głębszego sensu i stanowi pasmo frustracji. Paradoksalnie mamy wówczas większe poczucie straty, gdyż podświadomie, intuicyjnie wiemy, że nie gramy własnego skryptu we własnym teatrze, że przystawiliśmy drabinę nie do tej co chcieliśmy ściany i marnujemy czas.
Co redukuje lęk?
Mocne i emocjonalnie pozytywne zakorzenienie w najważniejszych aspektach naszego życia: wewnętrznym, duchowym, relacyjnym, zawodowym, społecznym, rodzinnym – bo zmniejsza poczucie oddzielenia i zwiększa poczucie satysfakcji. Pozwala uniknąć zabójczego dla jakości życia negatywnego sprzężenia zwrotnego: im większy lęk, tym większe oddzielenie, tym większy lęk, tym większe oddzielenie. Dlatego w głębokiej pracy terapeutycznej idzie się zawsze pod prąd lęku dążąc do jego pierwotnego źródła. Czyli pomaga się ludziom w przekraczaniu nawykowej bariery lęku i w konfrontowaniu się z tym, czego naprawdę się boją.
A jak pozbyć się lęku raz na zawsze, czy są na to jakieś sposoby?
Całkowite pozbycie się lęku jest zadaniem bardzo trudnym. Ale można zmierzać do tego, by wydatnie ograniczyć zainfekowane lękiem obszary naszego doświadczania życia. Najbardziej skuteczną metodą jest świadome dotarcie do naszych najwcześniejszych lękowych doświadczeń i naprawienie ich poprzez integrację z naszą dorosłą psychiką, z obecną świadomością dojrzałego człowieka. A przy okazji zrozumienie, że lęki, które się w nas pojawiają, z reguły pochodzą z czasów, kiedy byliśmy niezdolni do poradzenia sobie z tamtymi sytuacjami i uczuciami.
Warsztaty „Uwolnij się od lęku” są więc propozycją podjęcia przez uczestników ambitnej próby samodzielnego dotarcia do pierwotnych źródeł ich lęków i rozpoczęcia procesu ich samoleczenia. Ze wszech miar warto podjąć tą wymagającą próbę, bo przecież jeśli chcemy się rozwijać i nie tracić cennego czasu, to trzeba nam wybierać to, co jest dla nas prawdziwym wyzwaniem.